Monte Titano


  • Najwyższa góra San Marino

  • 📐 Wysokość: 739 m.n.p.m.

  • 📅 Data zdobycia: 2019-10-21

  • Pasmo górskie: Apeniny

Dlaczego szczyt Monte Titano jest dla nas wyjątkowy? Po pierwsze zdobyliśmy go korzystając po części z windy (nie jednej a trzech!). Po drugie doszliśmy do niego około północy, więc po raz pierwszy zdobyliśmy szczyt z Korony nocą. A po trzecie na wierzchołku przycupnęła jedna z trzech sanmaryńskich wież obronnych, dostępna jedynie za dnia, więc aby doń wejść musieliśmy “wdrapać” się na górę po raz drugi.

Monte Titano Infopoint

  • Kraj: San Marino
  • Wysokość: 739 m.n.p.m.
  • Czas przejścia: 30 minut od parkingu P10
  • Trudności: Szczyt zajmuje wieża La Cesta o Fratta, która otwarta jest od 8 do 20 (Cze-Wrz) oraz od 9 do 17 (Paź-Maj) i tylko w tych godzinach „zdobędziemy” szczyt
  • Wrażenia: Wieża na szczycie pozwala podziwiać panoramę 360°, muzeum jest mało ciekawe, piękny jest za to widok na historyczne centrum San Marino. Warto wybrać się tutaj nocą!
  • Nocleg: w camperze na parkingu P10
  • Dojazd: Camperem z Padwy, najbliżej można podjechać w odległości 10 minut piechotą do szczytu na parking P7
  • Atrakcje w okolicy: historyczne centrum San Marino, plaże w Rimini

San Marino – państwo przyjazne kamperom 🚙

Wakacje 2019 roku odbyliśmy późno, bo dopiero w połowie października. Z tego powodu zamiast tradycyjnego wyjazdu motocyklem podróż zaplanowaliśmy samochodem. A dokładniej mówiąc kamperem rodziców Łukasza. Jest to samochód wyjątkowy, niesztampowy, unikalny, bo zaprojektowany i wykonany wspólnym wysiłkiem Taty i Mamy Łukasza.

Gdzie się nie pojawiliśmy auto wzbudzało zainteresowanie. Czasami zachwyt, czasami okrzyk: “Miśku, może też sobie zrobimy takiego kampera…” i bardzo często zadawane pytanie “a nie marzniecie w nocy?”. Pogoda nam jednak sprzyjała, podczas wyjazdu tylko raz spaliśmy w bieliźnie termoaktywnej, a w Padwie było na tyle ciepło, że uchyliliśmy nawet okno na noc.

San Marino było naszym siódmym przystankiem podczas podróży. Wcześniej na dłuższy czas razem z moim chórem Ars Cantandi zatrzymaliśmy się w Treviso koło Wenecji. W mieście karnawału i kanałów odbywał się w dniach 16-20 października konkurs muzyki chóralnej, w którym razem z chórem brałem udział. Dalsza podróż zawiodła nas właśnie do San Marino.

Państewko ma bardzo dobrze przygotowaną bazę dla kamperów. Na parkingu, gdzie zatrzymaliśmy się na noc, był dostęp do prądu. Nieco poniżej na innym parkingu można było napełnić zbiornik z wodą i zrzucić tzw. wodę szarą. Opłaty: 13 euro za 24h postoju i 2,5 euro za 5h dostęp do prądu.

Pamiątka z San Marino: Miecz Geralta🗡️

Na parkingu po raz pierwszy spotkaliśmy się z problemem ustawienia samochodu tak, aby móc później spać w pozycji poziomej. Większość miejsc postojowych była delikatnie pochylona w stronę zbocza. Po trzech próbach Łukasz w końcu ustawił auto tak, aby zapewnić nam jak najmniejszy kąt spadku. Zadowoleni z efektu ruszyliśmy na podbój Monte Titano. Pierwsze zaskoczenie – zewnętrzne windy. Aby dostać się na starówkę trzeba skorzystać z trzech wind prowadzących z parkingów do jednej z bramy miasta. Zmęczeni podróżą z radością wsiedliśmy do pierwszej. Windy 2 i 3 zapewniają dodatkową atrakcję, gdyż są w części przeszklone z widokiem na pola i lasy u podnóża Monte Titano.

Do centrum weszliśmy bramą przy kościele Św. Franciszka. Z miejsca wrażenie robi kamienna zabudowa San Marino oraz jednolite witryny sklepowe z bronią i alkoholami. Prezentowane „środki obrony” w większości były replikami mieczy, sztyletów czy broni palnych, znanych z filmów i gier komputerowych. Mimo wczesnej jeszcze pory (21:00) spacerując po stolicy napotkaliśmy zaledwie paru turystów, którzy tak jak my zachwycali się widokami z kilku miejskich tarasów. Mała liczba turystów przełożyła się niestety na liczbę ofert gastronomicznych, gdyż o tej porze nie znaleźliśmy zbyt wielu otwartych restauracji.

W końcu usiedliśmy w pizzerii La Fratta. Obsługa była na wysokim poziomie. Cieszyliśmy się z możliwości spróbowania sanmaryńskiego wina (właściwie to wina mieszanego, włosko-sanmaryńskiego). Natomiast jedzenie było pół na pół, fajne pierwsze dania (kuchnia typowo śródziemnomorska), dużo słabsze drugie. Internet też był słaby, a w państwie bez podpisanej z Unią Europejską umowy telekomunikacyjnej może to stanowić drobny problem, zwłaszcza dla osób chcących zaplanować sobie kolejny dzień.

Niezapomniany spacer na krawędzi ⚜️ 

Na szczycie Monte Titano znajdują sie trzy wieże obronne. Po kolacji udaliśmy się w kierunku drugiej z nich, gdzie leży najwyższy punkt kraju. Zarówno miasto jak i dwie z trzech wież otacza pokaźnych rozmiarów mur obronny. Idąc szerokim traktem w stronę wieży dostrzegliśmy schody prowadzące do kamiennej ścieżki u szczytu muru. Rozchodziły się one w dwie strony. Ścieżkę po prawej blokowała taśma i znak zakazu wstępu, po lewej droga była jednak wolna. Weszliśmy na nią i idąc wzdłuż muru schodami bez barierki doszliśmy do tarasu przy drugiej wieży. Uznaliśmy, że jest to świetne miejsce na zrobienie sobie zdjęcia do wpisu, więc rozpoczęliśmy tutaj prawie 30-minutową sesję. 

Po zgodzie co do odpowiedniego kadru poszliśmy w stronę trzeciej wieży, która nocą jest podświetlona na krwistoczerwony kolor. Prowadzi do niej niezwykle urokliwa i dobrze oświetlona ścieżka. Dodatkowo zyskujemy pewność, że rzeczywiście znaleźliśmy się w najwyższym punkcie góry. Przy dawnym więzieniu (trzecia wieża) jest ładny widok na wioski u stóp Monte Titano. Wymaga on jednak wejścia na wyślizgany kamień i lepiej poczekać z tym do rana. Kilka zdjęć później ponownie znaleźliśmy się u bramy miasta, skąd szybkim krokiem poszliśmy w stronę wind i parkingu, wstępując jeszcze na małe, rzemieślnicze piwo do baru Giulietti Km0.

Sanmaryńczyk rozmawia z nami po polsku 🤩

Następny dzień poświęciliśmy na intensywne zwiedzanie. Turystyczna oferta San Marino skupiona jest wokół sześciu muzeów, a całość dostępna w ramach 10-dniowej karty w cenie 10,5 euro. Można również wykupić wejścia do każdej z atrakcji z osobna (koszt 4,5 euro). Ponieważ na liście dostępnych muzeów znajdowała się wieża druga, a tym samym najwyższy punkt Monte Titano, zdecydowaliśmy się na zakup karty. Jest to plastikowa plakietka z zakodowanymi biletami do zatrzymania na pamiątkę (na każdej widnieje jeden z obrazów z kolekcji sanmaryńskich muzeów). Ponieważ nie jesteśmy fanami takich rozwiązań mieliśmy nadzieję zwrócić kartę w ostatnim z muzeów (z możliwością ponownego nań kodowania biletów), jednak nie przewidziano takiej opcji.

Zwiedzanie zaczęliśmy od La Rocca o Guaita – zamku górującego nad miastem. Mieści się w nim stała ekspozycja o zabarwieniu militarnym. Wdrapaliśmy się również na wieżę, skąd roztacza się piękna panorama miasta. Następnie idąc wzdłuż murów miejskich doszliśmy do drugiej wieży – La Cesta o Fratta. Wyrastający bezpośrednio ze skał zamek jest nieco ciekawszy niż pierwsze z muzeów. Przy kasie spotkała nas miła niespodzianka. Kasjer znał sporo polskich słów, bardziej złożonych niż „Dzień dobry!” i „Jak się masz?”. Właściwie można powiedzieć, że komunikował się z nami po polsku. Okazało się, że w młodości często podróżował do Polski (nie wspomniał jednak co było celem jego podróży). Powitani miłym akcentem z większą radością zwiedzaliśmy budynek, mimo plagi wszechobecnych, latających mrówek.

Monte Titano – szczyt na liście UNESCO 🏛

We wprowadzeniu zapomnieliśmy wspomnieć, że kolejnym powodem określającym wyjątkowość góry jest jej wpisanie na listę UNESCO. Stało się tak, gdyż pionowe zbocza Monte Titano, tak pięknie wkomponowane w tkankę miasta, zabezpieczyły je przed inwazją a tym samym ochroniły unikalny, średniowieczny charakter San Marino. Wyglądając z najwyższej wieży możemy lepiej zrozumieć skąd taka decyzja komitetu. Widok jest naprawdę piękny. Jeżeli staniecie przed wyborem, które z muzeów republiki wybrać, postawcie na La Cesta o Fratta. My spędziliśmy tutaj około 40 minut, szukając również najlepszego ujęcia z flagą wspierającej nas firmy Hemmersbach.

Po wyjściu z zamku Łukasz zdecydował się poświęcić górze jeszcze kilka chwil chilloutu i położył się na płaskim kamieniu z widokiem na wioski u podnóża skał. Mi zaś zamarzyło się powtórzyć zdjęcie spod trzeciej wieży. Szybkim krokiem udałem się więc pod Montale. Tam, stojąc na wyślizganym kamieniu, wsparty o krzew oliwny, chwytałem piękny widok na drugą z wież. Po około 30 minutach dołączyłem do Łukasza i razem skierowaliśmy się do centrum miasta.

Proszę na bok, prezydent idzie! 🤵🏼

Na starówce pierwszą odwiedziliśmy klasycystyczną bazylikę świętego Maryna. Na pierwszy rzut oka przypomina ona rzymską świątynie. Wewnątrz na szczególną uwagę zasługuje piękny sufit oraz kilka rzeźb w bocznych nawach. Kolejnym punktem zwiedzania był budynek Parlamentu. Tutaj mieliśmy okazję minąć się z prezydentem republiki. Sytuacja była nieco zabawna. W pewnym momencie zwiedzających (Łukasza i jedną parę) poproszono o stanięcie we wnękach okien. Następnie, przy wtórze salutów, prezydent San Marino opuścił jeden z pokoi i przeszedł hol w stronę wyjścia. Ja obserwowałem zdarzenie z balkonu, Łukasz zaś, stojąc na parterze, został obdarzonym prezydenckim uśmiechem.

Chwilę później zmierzaliśmy już do muzeum sztuki współczesnej, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć ciekawy filmik ze społecznym przesłaniem. Była to kontynuacja naszej przygody z tutejszą władzą, gdyż zaprezentowano nam wideo nagrane przez parlamentarzystów wszystkich sanmaryńskich partii. Uprawiali oni jogę na sali plenarnej. W drugiej części filmu wspólnie tańczyli i trochę pokrzyczeli, zrzucając z siebie agresję. Naszła mnie smutna refleksja, że u nas w Polsce taka inscenizacja nie miałaby szansy na powstanie.

Kolejne muzeum – historii i sztuki San Marino – posiada ciekawą kolekcję średniowiecznych obrazów. Jak każdy może się domyśleć jest to świetne miejsce do zrobienia mema z cyklu „Co tu się właściwie wydarzyło?”. Ostatnie muzeum w klasztorze franciszkanów pozwoliło mi odkryć, jak naprawdę wygląda Monte Titano. Znajdował się tutaj bowiem obraz prezentujący górę od północno-wschodniej strony, skąd świetnie było widać ułożenie trzech wież na kolejnych wierzchołkach szczytu.

Uwaga na kontakty 🔌

Na koniec praktyczna uwaga – do San Marino warto ze sobą zabrać końcówkę, która umożliwi nam korzystanie z tutejszych kontaktów elektrycznych. Te różnią się nieco od standardowych europejskich. W kawiarni, w której jedliśmy późne śniadanie (regionalna zapiekanka ze szpinakiem), na 6 gniazdek żadne nie umożliwiło mi podłączenie zasilacza laptopa ani nawet „złodziejki” z najprostszą płaską, dwubolcową końcówką.

Wjeżdżając do San Marino wyłączcie roaming danych 💸

Jeśli jesteście przyzwyczajeni do już całkiem normalnych cen za Internet w krajach Unii Europejskiej to zdecydowanie upewnijcie się czy stać Was na dostęp do sieci w San Marino. Nas nie było, więc wyłączyliśmy roaming danych. W mieście ponoć działa jakiś publiczny Internet ale jedynie w wybranych miejscach i nie udało nam się go nigdzie złapać. W praktyce z Internetu mogliśmy skorzystać tylko w restauracji podczas kolacji i w kawiarni gdzie zjedliśmy późne śniadanie.

Miasto opuszczaliśmy pozostając pod sporym wrażeniem, zarówno zabytków jak i determinacji z jaką udało się Sanmaryńczykom zachować swoją małą republikę.

Z San Marino udajemy się do San Gimignano! Koniecznie poznaj to wyjątkowe miasto!