Aukštojas


  • Najwyższa góra Litwy

  • 📐 Wysokość: 294 m.n.p.m.

  • 📅 Data zdobycia: 2018-12-31

  • Pasmo górskie: Grzęda Białoruska

„Sylwester na Litwie!” rzucił Łukasz, myśląc nie tyle o zabawie, co o zdobyciu najwyższego punktu tego kraju. Zgodziłem się w oka mgnieniu i z początkiem grudnia zabraliśmy się za przygotowania do wyjazdu na dawne rubieże II Rzeczypospolitej. Aukštojas znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Wilna stolicę kraju obraliśmy więc za cel podróży. Stąd 1 stycznia zamierzaliśmy udać się w krótką wycieczkę w stronę litewskich wzgórz – Miedników Królewskich. Plan uległ jednak zmianie i na szczycie zameldowaliśmy się w ostatnich godzinach 2018 roku.

“Narty na Litwie? Tak, w Druskiennikach!”

Na Litwę wjechaliśmy od strony Ogrodnik. Przywitał nas tu sporej wielkości postument promujący 100-lecie niepodległości kraju. Litwa proklamowała polityczną niezależność w tym samym roku co Polska. Miało to jednak miejsce już w lutym, podczas gdy deklaracja niepodległości Polskiej Rady Regencyjnej została wystosowana dopiero 7 października 1918 roku.

Nieco niższe ceny benzyny zachęciły nas do zatrzymania się na pierwszej stacji tuż przy granicy. Znudzona pani obsługująca kasę przywitała nas polskim “Dzień dobry”. Ze względu na późną porę zaopatrzyliśmy się tu w niezbędne towary – przede wszystkim wodę mineralną i suchy prowiant. Spora część produktów pochodziła z Polski – miło 🙂

Powoli kierowaliśmy się w stronę Druskiennik – największego litewskiego uzdrowiska. Po drodze minęliśmy całoroczny kryty stok narciarski i ogromny aquapark. Można pozazdrościć takich atrakcji w małym, jakby nie patrzeć, miasteczku. Na nocleg zatrzymaliśmy się w hotelu Dainava. Po załatwieniu formalności w budynku z recepcją udaliśmy się do pokoju w drewnianym domku. Chociaż dworek prezentował się z zewnątrz niesamowicie w środku nie było co liczyć na “ochy” i “achy”. Ot styl lat 90-tych pomieszany ze szkolną potrzebą dekorowania ścian rysunkami wychowanków. Było jednak czysto i ciepło, czegóż więcej trzeba? No może kufelka piwa 🙂

“Nad Niemnem” by Mikołaj & Łukasz

Nie bacząc na ujemną temperaturę udaliśmy się na kolację do znalezionego z pomocą strony internetowej RateBeer mini-browaru z restauracją. Po drodze minęliśmy piękną, niebieską cerkiew Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość”. Kościółek znajduje się na środku ronda i podobne jak kilka innych zabytków Druskiennik z końca XIX wieku jest budowlą drewnianą.

W mini-browarze Forto Dvaras mimo zbliżającej się pory zamknięcia wciąż było tłoczno. Udało nam się jednak znaleźć stolik w bocznej sali. Litwa ziemniakiem stoi z tego też powodu Łukasz zamówił Cepeliny (kartacze) a ja placki ziemniaczane z borówkami (czerwonymi, kwaśnymi) oraz śmietaną. Do tego miejscowe, jasne piwo. Zachęceni pysznymi daniami zamówiliśmy również deser – ciasto gryczane przygotowane według starodawnej receptury. Było bardzo ciekawe, niesłodkie, suche, a wręcz sypkie, z wyraźną nutą gryki. Podano je na ciepło z dodatkiem sosu borówkowego. Udane zakończenie smacznej kolacji.

Do hotelu wróciliśmy głównym deptakiem miasta. Po lewej stronie minęliśmy neogotycki Kościół Matki Boskiej Szkaplerznej, a w dalszej części hotele i pensjonaty wybudowane po II wojnie światowej. Park Lecznicy w Druskiennikach w czasie około bożonarodzeniowym wypełnia się bogato zdobionymi choinkami o niejednokrotnie ciekawych kształtach. Wśród ozdób i iluminacji znalazł się również napis “2019”, przy którym zatrzymaliśmy się na krótką sesję 🙂 Minąwszy Zakład Leczniczy udaliśmy się nad brzeg Niemna. Druskienniki zbudowano na wysokiej skarpie, mieliśmy więc stąd piękny widok na rzekę i nowo wybudowany most. Idąc w stronę przeprawy trafiliśmy na źródło Urody, wokół którego postawiono piękny pomnik. Tryskająca z niego woda jest niezwykle słona (poziom zasolenia wynosi 50g/L), nie należy jej więc pić, można jedynie przepłukać gardło lub obmyć twarz. Z powodu mrozu nie zdecydowaliśmy się jednak na taką kurację.

Najstarsza Autostopowiczka Świata

W dzień Sylwestra 2018 pożegnaliśmy Druskienniki udając się w stronę Wilna drogą krajową A4. Po wyjeździe z miasta powitały nas zimowe krajobrazy. Mijaliśmy małe wioski zatopione wśród iglastych lasów z malowanymi domkami, których strzechy pokrywała gruba warstwa śniegu. Po drodze zatrzymaliśmy się w pobliżu miasteczka Perloja, zaciekawieni stojącą przy szosie drewnianą rzeźbą. Z próby przetłumaczenia wydrążonego na niej tekstu wydedukowaliśmy, iż jest to pomnik litewskiego folkloru (mniejszy z  dwóch słupów pokrywały płaskorzeźby instrumentów muzycznych). Podsunęło nam to pomysł aby posłuchać litewskiej muzyki ludowej. Dalszą drogę umilały nam więc białe głosy i tradycyjne instrumenty muzyczne.

Z drogi A4 zjechaliśmy w mniej uczęszczaną trasę 176, której nie odśnieżono na czas. Na szczęście droga była stosunkowo pusta, większą jej część mogliśmy więc pokonać jadąc środkiem szosy. Następnie aby dostać się do Miedników Królewskich zjechaliśmy w drogę gminną 3937. W miejscowości Turgiele zwolniliśmy nieco aby wykonać zdjęcie pięknego kamiennego kościoła. Gdy powoli ruszyliśmy w dalszą drogę na pobliskim przystanku zauważyliśmy machającą w naszą stronę starszą kobietę. “Bierzemy Babulinkę?”, “Bierzemy.”. Zacząłem zastanawiać się jak dogadamy się ze starsza panią. Gdy się zatrzymaliśmy zapytała “Taburyszki?”, powiedzieliśmy, że “Da” i robiąc miejsce z przodu zabraliśmy autostopowiczkę. Google Maps poinformowało nas, że nadrobimy ok. 20 minut, ale co tam. Historia warta była każdego kilometra i każdej z sekundy późniejszej godziny spędzonych w Taburyszkach 🙂

Podróż w czasie

Starsza pani okazała się 85-letnią, dziarską emerytką, od urodzenia mieszkają w tych okolicach. I co dla nas najważniejsze – Polką. Rozmowa szybko przerodziła się w wesołe pogaduchy. Pani Halina (imię zmienione) zaprosiła nas do siebie na kawę. Nasze plany zdobycia szczytu mogły nieco poczekać w obliczu wzruszenia jakie malowało się na skądinąd uśmiechniętej twarzy. W przytulnym salonie cofnęliśmy się w czasie. Dom przypominał te pamiętane z dzieciństwa, które odwiedzałem razem z Tatą w czasie pełnienia przez niego posługi lekarza weterynarii. W przedsionku leżały pale drewna do palenia w kaflowych kominkach, w kuchni mała spiżarka z przetworami, a w salonie kanapa z narzutą i święte obrazy na ścianach.

W tych okolicznościach usłyszeliśmy o rodzinie, która pozostała na Litwie po zakończeniu II Wojny Światowej, o nauce rosyjskiego w ZSRR, o założeniu własnej rodziny i urodzeniu trójki dzieci (choć mieszka sama, synowie wciąż pomagają pani Halinie). O późniejszym przyjściu niepodległości kraju, gdzie powoli polski i rosyjski popadły w niełaskę a ludzie stali się niechętni do pomocy gdy je usłyszą. A w końcu o współczesnych problemach Litwy z wyjazdem młodych ludzi i pijaństwem na czele. W międzyczasie otrzymaliśmy kawę, kanapki z kiełbasą (wyciągniętą z kieszeni obszernej kurtki niczym parówki z płaszcza Hagrida 😉 ) oraz ciasto. Szkoda było opuszczać mały domek pani Haliny. Chcieliśmy jednak zdążyć przed zmrokiem wejść na Wysoką Górę więc wymieniliśmy jeszcze uprzejmości, zrobiliśmy pamiątkową fotkę i pojechaliśmy dalej.

Aukštojas – Koło Słoneczne Bałtów

W dalszej drodze towarzyszył nam piękny zachód Słońca. Za wioską Padvarionys z szosy 5213 skręciliśmy w lewo zgodnie z oznaczeniem w kierunku Józefowej Góry (dawniej wzgórze uznawane było za najwyższe na Litwie). Po przejechaniu 0,5 km minęliśmy po prawej stronie pomnik Mendoga – króla Litwy, a po kolejnych 600 metrach dotarliśmy do parkingu. Do szczytu Aukštojas pozostało zaledwie 0,4 km pieszej wędrówki. Całe nasze przejście postanowiliśmy więc nagrać kamerą GoPro. Ścieżka prowadzi lekko pod górę by po 200 metrach skręcić w lewo (nie ma tu oznaczeń na drzewach a jedynie drogowskazy). Idąc skrajem lasu dochodzimy do polany na której stoi wieża widokowa, rzeźba artysty Dalia Matulaitė, tablica informacyjna oraz głaz z napisem Aukštojas 234 m. Litewski szczyt zdobyty!

Wieża, choć niewysoka, pozwala rzucić okiem na otaczające wzgórze pola. Czubki drzew uniemożliwiają jedynie spojrzenie w kierunku zachodnim i południowym. U podnóża budowli stoi wspomniana rzeźba Matulaitė przedstawiająca Koło Słoneczne Bałtów. Kryje się za nią ciekawa historia. Symbolizuje ona starożytny ołtarz. W jego centrum znajduje się wizerunek korony, która wznosi się ponad Litwę. Korona zaś otoczona jest granitowymi głowami czterech koni. Patrzą one w różne strony świata, chronią koronę i rozpowszechniają informacje o Litwie we wszystkich zakątkach globu. Pod cieniem drzew, nieco na uboczu umieszczono kamień narzutowy, przy którym zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Gdy słońce zaszło za horyzont wrócił zimowy chłód. Chuchając w rękawice udaliśmy się w stronę parkingu. W drodze do Wilna minęliśmy ruiny zamku w Miednikach Królewskich. W bardziej sprzyjających warunkach z pewnością byśmy się tu zatrzymali.

Sylwester w Wilnie

Do stolicy dotarliśmy ok. godziny 17. Zatrzymaliśmy się blisko centrum w hostelu Rock’n’hostel. Po krótkim odpoczynku i odświeżającym prysznicu udaliśmy się na Sylwestrową kolację. Obawialiśmy się, że podobnie jak rok wcześniej w Lublinie również i tu nie uda nam się znaleźć wolnych miejsc w restauracjach. Jednak z pomocą Google Maps znaleźliśmy idealny lokal. BeerHouse & Craft Kitchen okazał się strzałem w dziesiątkę, było i smaczne piwo, i uczta z ziemniakiem w roli głównej (placki ziemniaczane, zapiekanka ziemniaczana, cepeliny oraz pierogi „ruskie”).

Nieco później przenieśliśmy się do innego craft-baru w pobliżu wileńskiej Katedry. W Craft & Draft usiedliśmy przy stoliku z sympatycznym Francuzem (przysiedliśmy się w miejscu z dostępem do gniazdek elektrycznych). Paryżanin okazał się podróżnikiem samotnie przemierzającym środkowo-wschodnią Europę. Kolejnym jego przystankiem miała być Warszawa a potem Kraków. My go oczywiście zaprosiliśmy do Wrocławia a on nas do Paryża 🙂 Przed północą razem z Clementem wyszliśmy na plac przed Katedrą, gdzie na dzwonnicy wyświetlano fantastyczny video mapping. O północy cały plac wypełniły radosne życzenia i światła sztucznych ogni. Chcąc Wam przekazać nieco wileńskiej atmosfery serdecznie pozdrawiamy życząc Szczęśliwego Nowego Roku 2019!

Video z wyprawy: