-
Morawska Wenecja - perła włoskiego renesansu w Czechach
-
📅 Data wizyty: 2019-04-28
-
Bajeczny Rynek z szeregiem renesansowo-barokowych kamienic
Telcz – położone nieco na uboczu miasteczko skrywa bajecznie kolorowy Rynek. Wydłużony trójkątny plac, otoczony rzędem renesansowo-barokowych kamieniczek zachwyca harmonią stylów i wprawia w delikatne osłupienie. Stojąc na środku zastanawiamy się, gdzie podziali się Ci wszyscy kupcy i dlaczego miasto nie rozrosło się wokół tak bogatego centrum handlu? Mieścina sama zdaje się zadawać nam to pytanie, gdy o 21 na Rynku nie natrafiamy na ślad żywego ducha.
Kompania! W tył zwrot!
Nasz motocyklowy wjazd do Telcza należałoby uznać za standardowy. Ot przejechaliśmy przez Górną Bramę by następnie znaleźć się w obrębie Starówki. Proste? Proste. Gdyby nie jedno małe ale… gdy tylko dostrzegliśmy ciąg telczańskich kamieniczek szczęki opadły nam z wrażenia. Wykonaliśmy w tył zwrot i ponowiliśmy przejazd, tym razem uruchamiając kamerę GoPro. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi a wysoko wędrujące chmury tworzyły klin nad wschodnią pierzeją Rynku. Takiej okazji nie mogliśmy przegapić. Po szybkiej rundce po głównym placu udaliśmy się do Pensjonatu Podolí U Křížku. Przebrawszy się w wygodniejszą odzież ruszyliśmy na spacer po mieście wierząc, że o 19:30 uda nam się wejść chociażby na wieżę kościoła św. Jakuba.
Do miasta weszliśmy od strony Synagogi. Przekroczyliśmy kamienny most zawieszony nad suchym kanałem i ruszyliśmy w kierunku Rynku. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy gdy przemierzaliśmy plac w kierunku zamku. Każda kamienica zachwyca. Zatrzymujemy się na minutę przy kolumnie morowej, tak bardzo charakterystycznej dla czeskich miasteczek, by za chwilę znów powrócić do castingu na najciekawsze zdobienia okolicznych budynków. Naszym faworytem jest czarno-biała kamienica zwana Domem Piekarza (Michała). Nie mniejszą wartość artystyczną prezentuje znajdująca się na rogu ulicy U Masných krámů kamienica ozdobiona Sgraffito z motywami biblijnymi. Konkurs kończymy przy bramie zamku, która niestety okazuje się zamknięta.
Zachód Słońca – jeśli nie z wieży, to skąd?
Na szczycie wieży kościoła Św. Jakuba dostrzegliśmy fotografa, który opierał się o metalową barierkę. Obok stał aparat ustawiony na statywie. Skrycie przyznam się, że tak właśnie wyobrażałem sobie idealną fotkę z Telcza – panorama o zachodzie słońca przy długim naświetlaniu. Nie chcąc rezygnować z marzenia zapytaliśmy mężczyznę czy jest możliwość wejścia na wieże. On nam krótko odkrzyknął, że nie i wrócił do obserwacji dalekiego horyzontu. Nam pozostało jedynie nacieszyć się widokiem zamkowych ogrodów, otwartych do 20:00 (wieża niby też była do 20:00 jednak brama wejściowa już o 19:40 była głucho zamknięta).
W ogrodach panował spokój. Jedna Azjatka zajrzała przez bramę i nie dostrzegłszy szansy na „Instaselfie” umknęła za mur. Przez park przeszliśmy niespiesznie idąc wzdłuż Telczańskiego Potoku. Po wyjściu z zieleńca wróciliśmy na Rynek przez zamkową Basztę. Po prawej stronie minęliśmy polecany przez naszego gospodarza lokal Švejk. Mieliśmy nadzieję się w nim posilić, jednak w porze naszej kolacji (21:00) nie serwowano już ciepłych dań. Chcąc się nieco oddalić od centrum skręciliśmy w ulicę U Masných krámů. Kończy się ona drewnianą kładką, z której można podziwiać fantastyczną panoramę Starego Miasta.
Coś czeskiego na ząb… Może pizza?
Nieco głodni powróciliśmy na główny plac miasta licząc, że uda nam się zjeść w jednej z kilku tutejszych restauracji. Naszym zwyczajem planowaliśmy zamówić swojskie jedzenie i kufelek kraftowego piwa. Niestety w tej kwestii Telcz nas zawiódł. Tylko w dwóch lokalach kuchnia pozostawała otwarta po 21. Do wyboru mieliśmy pizzę lub burgery. Usiedliśmy w Pizzerii Telč, gdzie do dwóch zamówionych placków wypiliśmy po lampce czeskiego wina. Musimy pochwalić zarówno pizze (nie żałują rukoli) jak i zaserwowane wino. Po posiłku udaliśmy się do hotelu i spoglądając na prognozy pogody (7°C, przelotne opady) w myślach już ubieraliśmy kolejne warstwy bielizny aby wytrwać podróż do chorwackiego Varażdina.