-
Architektoniczny, rezydencjonalny i kulturalny zespół rodu Radziwiłłów w Nieświeżu
-
📅 Data wizyty: 2019-01-04
-
Wysiłek podjęty w celu restauracji renesansowo-barokowej rezydencji
Każdy, kto podróżował drogą M1 relacji Mińsk – Brześć, musiał zauważyć znaki informujące o dwóch największych atrakcjach turystycznych Białorusi – Zamku w Mirze oraz Pałacu w Nieświeżu. Wpisanie ich na listę UNESCO w roku 2005 pośrednio uchroniło je od zniszczenia bądź przekształcenia w obiekty bez związku z ich pierwotną funkcją. Oba zabytki zostały pieczołowicie odrestaurowane i obecnie stanowią centra kulturalne regionów. Istotne jest również to, że niewielka odległość dzieląca Mir i Nieśwież pozwala zwiedzić oba muzea w czasie całodniowej wycieczki.
Pałac na wodzie
Do miasteczka dojechaliśmy drogą P11. Nieśwież posiada charakterystyczną dla tych terenów zabudowę drewnianą przeplataną murowanymi dworkami, które z braku niezbędnych remontów powoli się sypią. Do samego pałacu prowadzi długi gościniec gęsto obsadzony drzewami, których korony opadają w stronę lustra wody dwóch stawów. Z naszego nieco oddalonego parkingu wiodła osobna, polna ścieżka wzdłuż prawego brzegu mniejszego ze stawów. Pod pałacem wybudowano drewniany zajazd, gdzie serwowane są typowe jarmarczne dania (pajdy chleba, kiełbasy, placki z gulaszem itd.). Sam pałac usytuowano sztucznej wyspie, do której można dostać się z dwóch stron. My wybraliśmy główną bramę, w której zastosowano znany z europejskich muzeów system regulowania kolejki (słupki połączone taśmami). Tutaj turyści oczekują na wejście, gdyż ilość jednocześnie zwiedzających jest ograniczona.
Wstęp na dziedziniec jest bezpłatny. Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Przed nami rysuje się wspaniała magnacka rezydencja, której podworzec nieco bardziej przypomina wielkomiejski rynek niż plac zamkowy. Na wprost od bramy wejściowej znajduje się wejście do muzeum. Tam też kierujemy swe kroki aby zakupić bilet wstępu. Wybieramy opcję „całość”, która gwarantuje wejście do większości atrakcji zlokalizowanych w obiekcie. Zakładamy ochronne kapcie (podobne do szpitalnych) i udajemy się w stronę pierwszych sal.
Teatr na zamku
Pałac w Nieświeżu oferuje zdecydowanie więcej niż Zamek w Mirze. Każdą komnatę wiernie odtworzono na podstawie archiwalnych fotografii. Dość ciekawe są wystawy tematyczne, a wśród nich stroje z epok w miniaturze, drewniane makiety teatrów lalek czy dodatkowo płatna ekspozycja masek balowych wraz z historią ich powstania. Na terenie posiadłości działa również mini teatr, a w cenę biletu wliczony jest 20 minutowych spektakl, opisujących zamiłowanie dawnych właścicieli do śpiewu operowego. Idąc dalej wytyczoną trasą zwiedzimy również pałacową kaplicę i przejdziemy przez dawny arsenał. Na koniec można udać się do Biblioteki wraz z Archiwum, a także pożywić się w zamkowej restauracji.
Z ostatniej opcji z chęcią skorzystaliśmy. W menu restauracji znajdziemy głównie dania kuchni białoruskiej. Zamówiliśmy dwie zupy oraz porcję placków ziemniaczanych. Ceny są tu nieco wyższe niż standardowe, a jakość dań porównywalna do restauracji w Mińsku. Niewątpliwą zaletą jest możliwość zjedzenia w pałacowych komnatach przy wielkich, drewnianych stołach i stylizowanych na XVIII krzesłach 🙂 Po zjedzeniu dań przeszliśmy aleją wzdłuż gościńca w stronę monumentalnego kościoła Bożego Ciała. W jego pobliżu w centrum informacji turystycznej dowiedzieliśmy się, że wstęp do kościoła jest bezpłatny i dostępny do godziny 17. Mieliśmy więc w zanadrzu jeszcze pół godziny czasu, z którego 5 minut poświęciliśmy na wybór pamiątki z Białorusi.
Sowy, żaby, koguciki…
Przy jednym ze straganów swoje dzieła rozłożył rzemieślnik zajmujący się produkcją glinianych instrumentów muzycznych. Były to wszelkiego rodzaju ptaszki, koguciki, żaby itp., z których dźwięk wydobywał się po uprzednim dmuchnięciu w otwór ulokowany w ogonku zwierzęcia. Łukaszowi niezmiernie spodobała się mała sówka, na której można było zagrać sześć różnych dźwięków. Zakup pamiątki wyniósł nas 50 zł (a właściwie 10 euro i 10 zł 😉 ). Schowawszy instrument do plecaka skierowaliśmy się do Kościoła.
Tutaj podczepiliśmy się pod grupę zwiedzających, których prowadziła zamkowa pani przewodnik. Mimo zapewnień, iż kościół jest otwarty pilnująca go starsza pani za nic miała godziny wstępu i bardzo niechętnie, czy może z wielką łaską, wpuściła nas do środka. Oczywiście w grę wchodziło jedynie „zajrzenie do wnętrza”, a jakiekolwiek próby wychylania się poza obszar ograniczony przez stojącą na środku babcię kończyły się głośnymi uwagami z jej strony („szybciej, nie będę tu stała całego dnia”) . Mimo to warto było tu zajrzeć. Kościół robi imponujące wrażenie i cieszy fakt, iż obecnie prowadzone są jego dalsze prace remontowe. Po powrocie do samochodu i zjedzeniu kilku skrawków suszonych jabłek, udaliśmy się w drogę powrotną do Polski.