Tarnowskie Góry


  • Kopalnie rud ołowiu, srebra i cynku wraz z systemem gospodarowania wodami podziemnymi w Tarnowskich Górach

  • 📅 Data wizyty: 2019-07-07

  • Labirynt korytarzy z najniższym przejściem wysokości 140 cm

Tarnowskie Góry zyskały w oczach turystów po wpisaniu tutejszych kopalń rud cynku, srebra i ołowiu na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Głównym podmiotem przeznaczonym pod masowe zwiedzanie jest kopalnia Fryderyk. Jednak obiektów zabytkowych jest tu mnóstwo, a godny uwagi jest zwłaszcza system odwadniania podziemnych korytarzy. Wykorzystywał on m. in. pierwszą na Starym Kontynencie maszynę parową. Ciekawy jest również krajobraz pogórniczy, który umiejętnie wkomponowano w tkankę miasta tworząc Park Miejski. Czy warto tu przyjechać? Przekonajcie się sami!

Jeśli przewodnik to tylko Gwarek

Zwiedzanie kopalni to wydatek około 40 zł od osoby (w zależności od terminu i ewentualnych ulg – aktualne ceny). Zwiedzanie podzielone jest na dwie części. Pierwsza odbywa się w nadziemnym muzeum, w którym poznajemy historię Tarnowskich Gór i początków wydobycia rud srebra i ołowiu. Nam jako przewodnik trafił się emerytowany górnik czyli gwarek. Najfajniejsze w całej przygodzie było używanie przez niego miejscami śląskiej gwary. Wszystkie wstawki odnośnie bajtli (dzieci), bab (kobiet czy też żon) czy chopów (mężczyzn) nosiły znamiona prawdziwych, z życia wziętych i naprawdę zabawnych. Samo muzeum posiada kilka interaktywnych elementów i pozwala się dobrze przygotować przed zejściem na dół.

Przed wyruszeniem w dalszą drogę musieliśmy podzielić naszą grupę. Pan przewodnik udał się do szybu „Anioł” z pierwszą grupa, a my oczekiwaliśmy przyjścia osoby, która nas przygarnie. Tym razem była to pani przewodnik i choć bardzo starała się na trasie przedstawić nam jak najlepiej historię kopalni, czuliśmy, że brakuje jej nieco doświadczenia „pod ziemią”. Po założeniu kasków zjechaliśmy 40 metrów w głąb szybu aby rozpocząć drugą część wycieczki. Na dole zostaliśmy przywitani tradycyjnym „Szczęść Boże” i po wybraniu osoby zamykającej drzwi (podpowiem, że warto się zgłosić, ma się więcej przestrzeni do robienia zdjęć) weszliśmy do pierwszego, wciąż wysokiego chodnika.

Wsłuchując się w ciszę

Pod ziemią wszystko wydaje się znacznie spokojniejsze. Chodnik wiedzie dość prostą drogą, nie sposób się zgubić. Przy pierwszym poważniejszym zakręcie znajduje się tama przeciwpowodziowa. Korytarz rozchodzi się wkrótce na niewielką komnatę, której sufit wsparty jest drewnianymi balami. Możemy sami tu doświadczyć jak nisko musieli się schylać górnicy aby dostać się do upragnionej, mieniącej się rudy. Na końcu tej części trasy w podnóża szybu „Żmija” czeka na nas podziemna przystań i długi na 270 metrów odcinek wodny do pokonania.

Zalany korytarz jest dość wąski, w łodzi obok siebie mogą usiąść dwie osoby. Woda ma ponoć temperaturę 5°C, lepiej jednak tego nie badać (łódki płyną bardzo blisko ścian). W czasie przeprawy wsłuchujemy się w ciszę. Co jakiś czas pani przewodnik zwraca nasza uwagę na drobne detale. Warte uwagi są tworzące się tutaj stalaktyty i znaki mówiące ile drogi nam jeszcze zostało. U drugiego końca wybudowano oczywiście kolejną przystań. Czekała na nas tutaj druga grupa. Widać, przeprawa łodzią stanowi przysłowiowe wąskie gardło. Gwarek ponownie rzucił jakiś żart, rozbawiając obie grupy i w dobry humorach ruszyliśmy ku kolejnemu szybowi – „Szczęść Boże”.

Tarnowskie Góry tłem teledysku a nawet reklamy bielizny

Widok na szyb „Szczęść Boże” należy do najładniejszych w Kopalni. Zatrzymujemy się tutaj na chwilę aby każdy mógł spojrzeć na ten urodziwy fragment trasy. Idąc dalej dochodzimy do największej komnaty tzw. Komory Niskiej. Strop rzeczywiście jest tutaj obniżony względem innych komór, które widzieliśmy. Na trasie natrafiamy również na źródełko, tworzące się w kamiennej niecce, a zasilane przez wodę filtrowaną przez skały. Pani przewodnik sugerowała, że woda jest czysta i była wykorzystywana kiedyś w miejskich wodociągach (dotyczyło to wody z kopalni w ogóle). Łukasz nie mógł się powstrzymać i napełnił sobie tą wodą zapasową butelkę.

Ostatnimi salami, które zwiedziliśmy na trasie była Sala Zawałowa i Sala Srebrna. Aby się tam dostać musimy wpierw jednak pokonać niski chodnik, którego wysokość miejscami nie przekracza 140 cm. W Sali Zawałowej możemy doświadczyć ciemności z jakimi na co dzień musieli mierzyć się górnicy. Usłyszymy tu również modlitwę do Barbórki – Św. Barbary, patronki górników. Ostatnia sala Srebrna, to miejsce na opowiedzenie legendy o dwóch górnikach, którzy natrafili na mieniącą się żyłę. Sala jest dość spora i wysoka, co pozwala na jej komercyjne wykorzystanie. Odbywają się tutaj koncerty, kręcony był teledysk a także roznegliżowane panie zaprezentowały najnowszą kolekcję bielizny (jak zrozumieliśmy do katalogu, nie przed publicznością). Potem został nam już tylko powrót na powierzchnię i chwila refleksji nad ciężką pracą gwarków.