Plitwickie Jeziora


Plitwickie Jeziora - wodospady
  • Park Narodowy Jezior Plitwickich

  • 📅 Data wizyty: 2019-04-30

  • Najwyższy wodospad w Chorwacji i błękit wód jezior

Parki Narodowe zwykle kojarzą się z oazami spokoju, ostojami dzikich zwierząt i matecznikami rzadkich roślin. Plitwickie jeziora nie wpisują się jednak w ten klimat. Mimo, że teren objęty jest ścisłą ochroną przez rezerwat przetaczają się tłumy turystów, pragnących na własne oczy ujrzeć pejzaże znane z wszelkich katalogów o Chorwacji. Nic w tym dziwnego. Park zachwyca i nie pozostawia obojętnym, a każdy kto tutaj był podaje dalej: „Musicie koniecznie to zobaczyć!”.

Mierz siły na zamiary

W rezerwacie wytyczono trzy główne szlaki podzielone ze względu na czas jakim dysponujemy i trudności jakie możemy napotkać. Mamy więc trasę krótką, ok. 1,5 godzinną, podczas której zobaczymy największą atrakcję parku czyli Veliki Slap – najwyższy wodospad Chorwacji. Druga trasa zajmie nam ok. 3-4 godzin i obejmuje przeprawę statkiem przez jezioro Kozjak. Trzecia droga polecana jest turystom wprawionym w długich, pieszych wędrówkach. Obejmuje ona wszystkie najważniejsze ścieżki w parku i wymaga poświęcenia od 6 do 8 godzin. Bez względu na czas jaki chcemy spędzić w parku cena jednodniowego biletu jest stała (w sezonie czerwiec – wrzesień ok. 125 zł, poza sezonem 50 zł a zimą 30 zł) warto więc rozważyć trasę co najmniej drugą.

Nasz wybór podyktowany był porą dotarcia do bram Parku. Zbliżała się już godzina 15, wybraliśmy więc opcję drugą. Przed kasą nie było wtedy kolejki, jednak trzy lata wcześniej gdy mijaliśmy Plitwice ludzie stali w długim ogonku już na kładce prowadzącej z parkingu. Po minięciu kas od razu wrzuceni jesteśmy na głęboką wodę przepięknych krajobrazów. Z punktu widokowego niesamowicie prezentuje się Wielki Wodospad. Szlak rozdziela się wkrótce na ścieżkę nad urwiskami oraz drugą prowadzącą nad taflę turkusowej wody. Schodzimy powoli w pobliże jeziora Gavanovac, brzegiem którego wiedzie kładka w stronę podnóża wodospadu. Jest ślisko, tłoczno i co chwilę trzeba się uśmiechać aby dobrze wypaść w kadrach Instagramowych selfików.

Gdzie Ci turyści, prawdziwi tacy…

W pobliżu wodospadu tłum osiąga apogeum. Przesuwamy się ślimaczym tempem wypatrując miejsca na dobre ujęcie. W końcu nadchodzi nasza kolej. Z powodu sporej wilgoci elektronika nam nieco zaniemogła. Łukasz porównując obecny widok kaskady z tym z lipca sprzed kilku lat stwierdził, że dla samego niego warto było odwiedzić park ponownie. Po kwietniowych ulewach potoki mocno wezbrały, więc wodospad niósł wielokrotnie więcej wody niż w suchym z reguły lipcu. Kaskadę można podziwiać zarówno z dołu jak i z punktu widokowego ulokowanego na równi z miejscem załamania się potoku. Ścieżka do niego wiedzie przez krótką jaskinię, jest stroma i nieco niebezpieczna ze względu na bardzo śliskie kamienie. Widoki wynagradzają jednak trudy wspinaczki.

Opuściwszy teren wokół wodospadu udaliśmy się drewnianą kładką wzdłuż jeziora Gavanovac. Tutaj zaczęło delikatnie kropić. To co zapowiadało się na przelotne opady przerodziło się w regularną ulewę. Dzikie tłumy rozpierzchły się pozostawiając nam pustą ścieżkę. Najsilniejsze opady przeczekaliśmy schowani pod skałą. Minęło nas jeszcze kilku maruderów, którzy nie oglądając się na widoki uciekali przed deszczem. Gdy ulewa przeszła w mżawkę ruszyliśmy niespiesznie w stronę jeziora Kojzak, po drodze mijając piękne kaskady tworzone przez wodę spływającą z kolejnych Dolnych Jezior.

(Nie)Wesoły prom

Największy zbiornik jezior Plitwickich charakteryzuje się ponoć niezwykłą przejrzystością wody. Nam nie dane było tego doświadczyć. Wciąż lekko kropiło i było pochmurno, więc woda miała ciemno-zielonkawy odcień. Północny brzeg jeziora porasta gęste sitowie, wśród którego meandrują kolejne strumienie spływające do jeziora Milanovac. Szeroką kładką udaliśmy się w kierunku przystani, skąd promem można dopłynąć w pobliże szlaku wokół Jezior Górnych. Przy pomoście dla statków jest mały punkt gastronomiczny i kilka wiat, gdzie tłoczyli się ludzie w oczekiwaniu na prom. Druga część turystów stała w kolejce. Ustawiliśmy się w ogonku licząc, że zmieścimy się na ostatnie tego dnia promy.

Na pierwszy prom nie weszliśmy, napięcie więc rosło. Po 5 minutach przypłynął drugi. Tym razem się udało. Usiedliśmy obok grupy podchmielonych facetów, przed rodzinką z dwójką dzieci (jak to dzieci, głośne i nie do okiełznania 🙂 ) i za tłumem Azjatów, z których dwóch wymyśliło głupią grę polegająca na pluciu w kaczki. 20-minutowa przeprawa nie należała więc do najprzyjemniejszych. Jedyną rekompensatą były widoki. Po opuszczeniu promu podbiegliśmy złapać busa, który dowozi turystów z wejścia nr 2 do ścieżki nad Dolnymi Jeziorami. Ostatni fragment wędrówki umilają punkty widokowe, ulokowane nad skalnymi urwiskami. Po 15 minutach doszliśmy do parkingu przy wejściu nr 1. Szybko oporządziliśmy się przy motocyklu (stroje przeciwdeszczowe) i ruszyliśmy w stronę Szybenika, pamiętając aby podać dalej: „Musicie koniecznie to zobaczyć!”.